Reducie na stulecie

Wakacje Reduty w Spale
(rok1923)

Wspomnienie Izy Rowickiej-Kunickiej

Cisza, las, rzeka, piękna okolica — wymarzone miejsce na letni wypoczynek — wczasy.

Do Spały zjechała Reduta naprawdę całym domem w lipcu 1923 roku na zaproszenie prezydenta Wojciechowskiego. Obszerny jednopiętrowy dom przyjął gościnnie przeszło sześćdziesiąt osób zespołu, niektórych nawet z rodzinami. Przybyli tu: Juliusz Osterwa, Mieczysław Limanowski, Leon Schiller, Stefan Jaracz, Józef Poremba (brat Jaracza), Jan Kochanowicz, Feliks Zbyszewski, Zygmunt Chmielewski, Edmund Wierciński, Bronisław Rutkowski, Kazimierz Czyński, Marian Kiernicki. Z pierwszego Instytutu Reduty Kazimierz Brodzikowski, Konstanty Pągowski, Stanisław Szabłowski, Bohdan Wasiel, Aleksander Wasiel, Kazimierz Wilamowski, Roman Zawistowski, Aleksander Żabczyński i inni. Przybyły najstarsze wiekiem koleżanki: Zofia Jakubowska, Helena Rolandowa i najbardziej zasłużone — Maria Dulęba, Zofia Mysłakowska, Ewa Kunina (każda z synkiem), Wanda Osterwina z córeczką Elżunią, Janina Ładzina z dwoma synami i zapalona redutówka Halina Hohendlinger, której przypadło w udziale prowadzenie gospodarstwa w Spale, oraz Helena Buczyńska, która swe ćwiczenia plastyczne, z zamiłowaniem prowadzone z koleżankami w Warszawie, nie omieszkała przenieść na spalską plażę, Maryna Żabczyńska, Halina Zieleniewska (po Spale: Brodzikowska), Stanisława Winiarska (po Spale: Zbyszewska), Ewa Kuncewicz, późniejsza Schillerowa, Irena Netto, Julia Kossowska, Wiesława Banaszewska, Janina Hollakowa, Romana Stankiewiczowa, Stefania Krzewska, Dzidzia Lisicka, Hanna Kozłowska (późniejsza Małkowska), Janina Wróblewska oraz Iza Rowicka-Kunicka.

Miłymi gośćmi Reduty w Spale byli dziadzio Wincenty Rapacki z córką, Honoratą Leszczyńską. Bardzo sobie chwalili ten pobyt z nami. Dziadzio wędrował na próby w fotelu, nawet promem za rzekę. Często bawił nas podczas kolacji Jowialskim lub własnymi opowiadaniami; przeczytał nam dwie swoje nowele.

Odwiedzali Redutę w Spale artyści i literaci. Bawili tu po kilka dni między innymi Stanisław Miłaszewski, Henryk Kuna, Witold Wandurski. Przyjechała Maria Dulęba, wyjawiając zamiar odejścia na jakiś czas do teatru Szyfmana, co bardzo oburzyło pana Juliusza. Przyjechał Iwo Gall. Odwiedzał nas też prezydent Wojciechowski.

Pałac prezydenta w Spale. Fot. z 1926. Źródło: NAC

Dzień rozpoczynał się o 7-ej godzinie gimnastyką przed domem. Nikogo tu nie brakowało. Nawet starsze koleżanki i koledzy nie byli wyjątkami i w miarę możności podążali za młodszymi. A młodzi byli niezrównani. Pan Juliusz zaś nie ustępował im ani na jotę.

Po gimnastyce odbywało się sprzątanie pokojów i śniadanie. Po śniadaniu — w tej samej sali jadalnej przy stołach — dwie godziny próby analitycznej Krakusa Norwida. Rakuza próbował Stefan Jaracz, Krakusa — Juliusz Osterwa i Edmund Wierciński, Szołoma — Zygmunt Chmielewski, rolę Proga — Józef Poremba, Źródełkiem była Helena Buczyńska. Reduta miała wielki kult dla Norwida. Promethidiona umieliśmy niemal wszyscy na pamięć.

W analizie Krakusa brał udział cały zespół wraz z gośćmi. Dyskusje bywały bardzo interesujące, każdy mógł w nich zabierać głos. Nieraz ostateczne wyjaśnienie Norwidowych zawiłości przychodziło dopiero po paru dniach. Jakiś błysk nowej twórczej myśli i — posuwaliśmy się dalej.

Tak też było z Norwidowym Progiem. Ktoś rzucił projekt, czyby nie spróbować wyruszyć na poszukiwanie „progu” rzeczywistego, nie tylko „wewnętrznego”. Najprawdopodobniej był to pomysł Limana.

Wybraliśmy się w ciemną bezksiężycową noc do lasu. Prowadził Józef Poremba. Nie wiem, czy zrobił to umyślnie, czy też naprawdę zabłądził. Trzymając się za ręce, szliśmy jakimś parowem, często się potykając, przezwyciężaliśmy trudności fizyczne. O świcie okazało się, że zabrnęliśmy w jałowce, rosnące niedaleko domu. Oczywiście „próg” Norwidowy został ostatecznie odkryty w innej płaszczyźnie.

Po próbie analitycznej Krakusa następował wymarsz nad Pilicę. Przeprawiano się promem za rzekę. Tam były plaże. A więc godzina kąpieli, plażowania, wypoczynku. Potem niejednokrotnie wykorzystywaliśmy bezleśną przestrzeń nad rzeką na próby. Ćwiczyliśmy sceny chóralne (mówione) z pogrzebu Kraka. Płonące ognisko i my dookoła:

Przechodź już, wielka osobo,
W powietrze inne ze ziemi —
Gdzie losy nie są nad tobą,
A ty nad niemi —

Słońce grzało porządnie. Niektórzy z nas — chorzy na serce — omal nie przeszli za Krakiem „w powietrze inne ze ziemi”. W porę zwrócono na to uwagę.

Odbywały się też nad rzeką próby tańca. Tu Gula Buczyńska rej wodziła. Miała ku swej pociesze kilka uzdolnionych koleżanek.

Wracaliśmy na obiad o godzinie drugiej. Apetyty były dobre, jedzenie smaczne, humory świetne. Dodam nawiasem, że warzywa otrzymywaliśmy w darze ze spalskich ogrodów. Inne prowianty kupowano przeważnie w Tomaszowie.

Po obiedzie obowiązywała wszystkich dwugodzinna cisza. Te godziny milczenia dały niejednemu spoza Reduty powód do drwin. Mówiono, a nawet pisano, że z przybyłymi w tych godzinach gośćmi rozmawiamy na migi, niczym w klasztorze. Oczywiście, była to tylko ludzka złośliwość. Na ogół bardzo sobie chwaliliśmy to mądre zarządzenie Osterwy.

Po lekkim podwieczorku odbywały się w hallu próby śpiewu pod kierownictwem muzycznym Bronisława Rutkowskiego, następcy Stefana Tymienieckiego. Opracowywaliśmy wówczas najbliższą premierę Reduty — Nowego Don Kiszota, czyli Sto szaleństw Aleksandra Fredry z muzyką Stanisława Moniuszki. Reżyserował Leon Schiller. Tytułową postać grał Jan Kochanowicz, dublował Aleksander Żabczyński, Pedrylla — Józef Poremba, Burmistrza — niezapomniany Feliks Zbyszewski, Głuchego — Konstanty Pągowski, Zofię — Maryna Żabczyńska, Małgorzatę — Helena Buczyńska i Janina Janecka. Ewa Kunina kroczyła na czele wieśniaczek w akcie drugim. Izbę roztańczoną, rozśpiewaną z aktu pierwszego tworzył cały niemal zespół Reduty.

Śpiew solowy i chóralny opracowano dobrze. Ignacy Dygas, będąc na przedstawieniu Nowego Don Kiszota razy osiem, wyrażał swój podziw, jak można tak śpiewać, nie mając przed sobą dyrygenta, a orkiestrę wysoko na balkonie poza sobą. (W salach redutowych balkonik biegł wysoko dokoła sal, niewielka scenka była nisko, na równi z pierwszym rzędem. Dalsze rzędy — a było ich chyba jedenaście — szły do góry, jak w teatrze „Studia” Stanisławskiego w Moskwie, jak u Stanisławy Wysockiej w jej teatrze „Studya” w Kijowie.)

Dobre opracowanie śpiewu było zasługą Bronisława Rutkowskiego.

— Taż, jak wy śpiewacie! taż tak śpiewać nie można! Kakao! — Tak wtedy zwykł mawiać Bronisław Rutkowski, bardzo wówczas jeszcze wileńskim akcentem, Mile nam dogadywał i niezmordowanie prowadził pracę aż do osiągnięcia należytego poziomu. Oczywiście reżyseria Leona Schillera odegrała tu rolę zasadniczą.

Oprócz śpiewu z Nowego Don Kiszota ulubionymi piosenkami były te z repertuaru Schillera. Bronisław Rutkowski, lubujący się również w dawnej muzyce i pieniach, nauczył nas kilku pięknych starych pieśni Gomółki.

Spała. Sadzawka w przypałacowym parku. Fot. z 1926. Źródło: NAC

Na program dnia składały się poza tym spacery piesze, przejażdżki łódką, w gromadzie lub pojedynczo, gry itp. Niektórzy z naszych kolegów, z Konstantym Pągowskim na czele, byli zapalonymi rybakami. Każdą wolną chwilę spędzali nad Pilicą. Ze spacerów przynoszono piękne naręcza kwiatów, które poza olbrzymim kilimem Osterwy i naszymi małymi kilimkami stanowiły jedyną ozdobę naszego hallu, jadalni i sypialnych pokojów… O estetykę, ład i porządek troszczono się zawsze w Reducie. Ten dział pracy należał przez długie lata do Izy Kunickiej.

Po kolacji, o godzinie dziewiętnastej, bywały tańce, gry, zabawy — o ile nie wyruszano na próbę nocną. Takich prób zaś było kilka.

W piękną noc księżycową próbowaliśmy w lesie na polance Bajkę o bajce Bogusława Adamowicza. Miała to być druga bajka w Reducie po Czupurku, czyli Renesansie podwórka Benedykta Hertza — tym razem w wykonaniu najmłodszych. Bajką opiekował się Kazimierz Czyński. Nie została jednak wystawiona. Przekonaliśmy się bowiem, że szczupła scenka Reduty nie nadaje się do wystawienia tego rodzaju bajki. Jednak próby z Juliuszem Osterwą dały nam dużo.

Innym razem mieliśmy w lesie nocną próbę epilogu z Pomsty Wł. Orkana. Pomsta miała być wznowiona w sezonie 1923—1924. Olbrzymie wrażenie na zasłuchanych i zapatrzonych kolegach — siedzących opodal na ziemi — wywarła ta próba. Było w tym coś uderzającego, przejmującego grozą. Zabójstwo Haźbiety. (Haźbisię grała Zofia Mysłakowska, Zuźkę — Ewa Kunina; dublowały Helena Buczyńska i Irena Netto).

Z daleka — jakby gdzieś z hali wiatrem niesiona — dolatywała pieśń:

Oj, beło życic, beło,
Stary ociec gwarził,
Słonko jaśniej świeciło,
Chleb się ludziom darził

— śpiewał kolega Władysław Jamiński. (Dla przyswojenia sobie gwary góralskiej grupa redutowców spędziła pewien czas w Zakopanem.)

Wycie psa przerywało z rzadka ten śpiew. To Bohdan Wasiel ujadał przeraźliwie, niczym prawdziwy pies.

Kiedy pewnego razu wracaliśmy gromadą z którejś z nocnych prób, stąpając ostrożnie, by nie naruszyć nocnej ciszy, czujne straże spalskie chciały już bić na alarm.

Zdarzył się i prawdziwy alarm, gdy wybuchł pożar w jednym ze spalskich domów. Redutowcy wystąpili godnie W roli odważnych strażaków. Poparzyli się dotkliwie, ale pożar opanowali.

O ile nie było nocnej próby, dyżurny obwieszczał o godzinie dziesiątej rozejście się do własnych pokojów. Często zmuszony był przypominać o tym parokrotnie. Tu nieraz zdarzało się łamanie dyscypliny. Zbierano się czasem w mniejszym gronie u Osterwów albo u Schillera na rozmowy nie dokończone, być może, w ciągu dnia, przeważnie rozmowy o sztuce. Cel wychowawczy, jaki przyświecał ogólnej dyskusji, prowadzonej w czasie prób analitycznych, ustępował tu miejsca swobodnej, niczym nie skrępowanej wymianie myśli między naszymi mistrzami. Zdarzały się i mniej wartościowe nocne zebrania, zabronione w Reducie.

W Spale pan Juliusz wymagał jednak jeszcze większej karności niż w Warszawie.

Mówiąc o Reducie w Spale, należy wspomnieć o dalszych wycieczkach w okolice. Na przykład o wyprawie do Inowłodza w piękny letni dzień. Było to święto Bożego Ciała. W kościele w Inowłodzu — tłumy. Mężczyźni z jednej strony, kobiety — z drugiej. Jedna z kobiet siedziała na ziemi. Zapatrzona w płonące świece czy też rozmodlona — piękna. Do obnażonej piersi tuliła niemowlę. Drugie dziecko przytrzymywała kolanami, żeby się nie oddaliło. Była to kilkuletnia dziewczynka w stroju do ziemi, w czepeczku wyszywanym w kwiatki, z żywym kwiatkiem bez łodyżki w ręku. Nad wyraz uroczysta. Jak z obrazu. Iwo Gall szalał. Coraz to kogoś z nas przyprowadzał i z daleka wskazując kobietę, szeptał: „Patrzcie, Madonna! A ta mała ma taki czepek jak Bona.”

Chór nasz pod kierownictwem Bronisława Rutkowskiego odśpiewał piękną pieśń Gomółki.

Jak barwne kwiaty wysypał się tłum z kościoła. Jedni szli na dół, drudzy pod górę. Istna orgia barw i kolorów. Wracaliśmy do domu pod urokiem piękna folkloru ziemi łowickiej.

Innym znów razem pojechaliśmy do Tomaszowa. Podziwialiśmy rytm pracy w fabryce jedwabiu, wspaniałą postawę pracujących i owoce tej pracy. Zwiedziliśmy też „błękitne źródła” pod Tomaszowem. Mieczysław Limanowski, jeden z nielicznych wówczas geologów w Polsce, przypomniał sobie i nam, że jest nie tylko zapalonym teatrologiem, wyjaśniając to ciekawe zjawisko przyrody.

Tak nam upływały wakacje, dobrze zasłużone po ciężkiej całorocznej pracy, która dała duże rezultaty. Pełen zapału, ofiarny zespół Reduty zostawał nieraz w ciągu roku wieczorem po przedstawieniu, by na marginesie normalnej planowej pracy przygotować jeszcze coś ciekawego, wartościowego. Tak się rodziły piosenki w inscenizacji Leona Schillera. Weszły one do repertuaru Reduty pod nazwą Pochwała wesołości i stanowiły jego cenną pozycję. Bodaj że taki był również początek Pastorałki, wystawionej w Reducie po raz pierwszy w 1922/23 r.

Zasób zdrowia i sił fizycznych zaczerpnięty tego roku w Spale, zapładniająca praca artystyczna pozwoliły nam pracować wydajnie dalej. Sezon 1923/24 zakończył się pierwszą wielką wyprawą artystyczną Reduty do trzydziestu pięciu miejscowości.

Spała. Park przypałacowy. Fot. NAC

Na wypoczynek Reduta została znowu zaproszona do Spały. Nie wszyscy tu jednak mogli przyjechać. Był to ostatni rok prowadzenia teatru w salach redutowych, w Warszawie, gdzie miał pozostać tylko trzeci, nowy rocznik Instytutu Reduty. Przy Instytucie zostało kilku dawnych redutowców. Inni (dwadzieścia dziewięć osób) poszli z Schillerem do teatru Bogusławskiego. Jeszcze inni — dziesięć osób — do Krakowa, do teatru im. J. Słowackiego lub do innych teatrów, by po roku prawie całą rodziną wrócić do swej Reduty w Wilnie.

Pierwsze lato w Spale było najbardziej wartościowe pod każdym względem. Zarówno przedziwny dar Osterwy władania ludźmi, serdeczność i prostota w obejściu, duży zmysł organizacyjny, jak i obecność w Spale najbardziej wartościowych ludzi teatru, na czele ze Stefanem Jaraczem, Leonem Schillerem, Mieczysławem Limanowskim — tworzyły atmosferę pełną słońca, twórczej podniety i głębokiej treści.

Takich wakacji, jak tego roku w Spale, nie mieliśmy już nigdy.

Juliusza Osterwę cieszyły później wielkie letnie wyprawy artystyczne:

Suną po Polsce wagony
Reduty na nich znak,
Pan Juliusz jest zachwycony,
A kolej trafia szlag
— śpiewaliśmy.

— To są najlepsze wakacje — mawiał pan Juliusz. Bywaliśmy jednak nieraz bardzo zmęczeni i przydałaby się nam taka Spała.

Wówczas zrodził się pomysł nabycia na Pomorzu kawałka ziemi, gdzie można by było w przyszłości (myśleliśmy: niedalekiej) wznieść dom wypoczynkowy — nie tylko dla nas. Tam przyjeżdżaliby spragnieni wytchnienia i odpoczynku po pracy i inni koledzy.

W roku 1927, po trzymiesięcznej letniej wyprawie artystycznej trzech zespołów redutowych (Śluby panieńskieCydKsiążę Niezłomny), spotkały się dwie grupy nad morzem, w Gdyni (Cyd — Wyspiańskiego i Książę Niezłomny — Calderona-Słowackiego).

Tu, na Kamiennej Górze, odbyło się wspaniałe, niezapomniane przedstawienie Księcia Niezłomnego. Obecni na przedstawieniu minister Eugeniusz Kwiatkowski i premier profesor Kazimierz Bartel byli zachwyceni.

Gdy premier Bartel dowiedział się, że po tym wielkim, trzymiesięcznym trudzie mamy wypoczywać tylko parę dni, polecił swemu adiutantowi, porucznikowi Zaćwilichowskiemu, wypłacić nam ze swej szkatuły większą sumę na parotygodniowy pobyt nad morzem. Wypoczywaliśmy trzy dni. Za otrzymane w darze pieniądze została zakupiona wymarzona ziemia w cudnej miejscowości nad otwartym morzem, w Jastrzębiej Górze. Dom wypoczynkowy, niestety, pomimo wielkich chęci i nieco spóźnionych starań nie został wzniesiony.

Wojna całkowicie przerwała dalsze starania w tej sprawie.

Iza Rowicka-Kunicka

Źródło: Iza Rowicka-Kunicka, Wakacje Reduty w Spale (rok 1923), w: O  zespole Reduty 1919–1939. Wspomnienia, Czytelnik, Warszawa 1970, s. 90–99.

Zdjęcie nagłówkowe: Spała 1923, Wanda Osterwina, Juliusz Osterwa, Elżbieta Osterwianka. Repr. z: Józef Szczublewski, Pierwsza Reduta Osterwy, Warszawa 1965.

Wróć do strony głównej

Zobacz wszystkie aktualności